Przeoczona śmierć Mariasa

11 września 2023 § Dodaj komentarz

Jeszcze w październiku minionym myślałem: najwybitniejszy, najwybitniejszy z żyjących, bom przeoczył te jego przedwczesne odejście; dziś rok równo mija.

Śmierć, życie, bez względu na wszystko, nadal najwybitniejszy, jeden z najwybitniejszych współczesnych, tak.

/zdjęcie za El Confidencial/

Widokówka dla M.

9 września 2023 § Dodaj komentarz

My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje. (…) Ja mam ciebie, a ty masz mnie.
Steinbeck

Nie piszę, że Cię kocham, bo to bzdura, ale pewnie Cię kocham.
Poświatowska

Ja to wiem, wiem niewiele, to jednak wiem, można by rzec – jestem mej wiedzy pewny, bez względu na paradygmat, na jutro, pomijając dziś i wczoraj nie biorąc pod uwagę; wracając niemniej do wczoraj, przedwczoraj, wynurz się raz jeszcze, jak ty, nieco przestraszona, tniesz taflę od spodu, mamy czas, wymieszane czasy, wynurzasz się i płyniesz, wczoraj powraca, płynie.

Wracając do wczoraj, że wrzesień, że lubię zmierzchy, niedziele lubię, za którymi nie przepadam skądinąd, dom pracy twórczej, może prezes ufunduje stypendium, wrzesień i twórczość, och, już się nie ziści, dom usłany kotami, córkami wyściełany, schną róże na twoich policzkach, jeszcze wspomnienie, jeszcze pamięć nie spowszedniała, jeszcze przed oczami, coraz to częściej zamkniętymi, półprzymkniętymi, jeszcze przed oczami topolowa aleja, łby kocie, niegdysiejsze spacery.

Tak więc (nie powinno się w ten sposób zaczynać, pozdrawiam Aldonę w zaświatach, się kłaniam nisko, się kiedyś spotkamy), tak więc się wrzesień rozpływa w tych popłuczynach po kanikule, rozgaszcza, rozpycha bez mała, bez wspólnego mianownika z tym ściskiem kilka chwil po siedemnastej, w tramwaju, nie wiem już sam, jaka to linia, otóż i data, godzina, żółta sukienka, naturalnie, pamiętam, rozmiar buta, B, naturalnie, miseczka B, pamiętam; nie wiem, czy to już, jeszcze literatura, tak czy inaczej płynie ta widokówka, tańczy pocztówka, znienacka, z rzadka, z reguły mozolnie, to już, proszę pani, nie to samo, co wówczas, co wtedy, dawno nie byłem nad morzem, stąd pewnie rozliczne tęsknoty, poldery, soczyste wschody, zachody, no, takie to były lata, lato, jeszcze się w nim ten wrzesień roztapia, ukrywa nieledwie, jeszcze nokturny, mój Boże, jakże ten wrzesień szeleści, muzyka, dzisiaj jeszcze śpiewam, ty w oknie, w słońcu, gasnącym, migoczącym w ostatnich podrygach lecie, którego już nigdy nie będzie, przecież będzie wszystko, przyszłość na wskroś różowa, stopy jak poduszeczki, oczy, twoje oczy nieustannie zmrużone, niezmiennie, za ostatnią jabłonią sadu, sady przy szosie, jabłka, wszystkie sady Kielecczyzny, pełen udręki Pacanów, bez pieniędzy dzikie podróże, zaśpiewał Klatt i aż od Bydgoszczy się niosło; tymczasem upadły akademik, grubych ludzi trudniej jest porwać, mam wielką ochotę, tymczasem schodami w dół, przy dworcu, tamte drewniane schody, trzy stopnie w deszczu, muzyka gdzieś w tle, mamo, daj na fryzjera, ale to wcześniej, chwila, wszystko jest chwilą (Ernest Sidło opowie kiedyś krótko o szczęściu, prowincjonalny filozof), nie no, wróć, à rebours, chwila jest wszystkim, szminka w życiowej roli, opus magnum, Dostojewski w plecaku i korkociąg (korkociąg, proszę ja ciebie, korkociąg!), jezioro i stare zoo, chociaż przez chwilę pamiętaj, na moment choćby zapomnij, resztę stanowi moja dziewczyna, Klatt uzupełnił, dośpiewał, a ja koncypowałem, lista, lista, lista przebojów, lista wszech czasów, wszechświatów, mnie jeden wystarczy, jedna planeta, wokół której się tkliwie obracam, aż wspomnisz, odwieczna, eksplozje, inkluzje, nas.

Teraz zaś ukłony, dla ciebie, ku tobie, ku tobie się skłaniam, to jest jakaś opcja, jedyna, ty wiesz, jedyna, że wrzesień, że nie tylko we wrześniu, za wszystkie moje grzechy, za nieudolną epistolografię, pozwól mi na ciebie, pozwól sobie na mnie, ja wiem, że nazbyt rzadko, żałuję, zbyt mało ku tobie, nie starczy ukłonów, września zbyt mało, czasu, och, niechby i dwanaście wrześni, choć czas się nigdy nie kończy, wszystkimi zmysłami odczuwam wrzesień, ciebie, synestezja, mówisz, coś kiedyś wspominałeś, nie inaczej, chłopaki, po brzozie, przez płot, muzyka z jamnika, wczoraj w istocie, wczoraj w jutro przemienione, a w tle pies, którego już nie ma, ładny ten wrzesień, nie powiem, tańczysz, płyniesz, powiedzmy to w końcu, światy zamknięte w pamięci, nie miną, pies nie minie, są wieczne, przez nas zaklęte, dalej już tylko horyzont, dalej, bez końca, bez świata, nic, nic, powiedział Prosiaczek, chciałem się tylko upewnić, że jesteś, że pamiętam, wille pamiętam, Bartuś i białe Mijas, bułgarskie oliwki, papieros na granicy, o szóstej nad ranem, rano, widok z trzeciego piętra, dziewięć przez jedenaście i jeszcze dalej, a teraz już kropka, nie pamiętam, która, cztery tysiące znaków, tymczasem kropka, ostatnia.

Czternasty dzień sierpnia, 2010

21 sierpnia 2023 § Dodaj komentarz

Sierpień w sepii

17 sierpnia 2023 § Dodaj komentarz

Patrzę, ja; tamten dawny ja spogląda na mnie nieustannie z coraz to bardziej pożółkłej fotografii, zdjęcie, uśmiech, ale to drzewiej, teraz przede mną, przed nami – ja i on, ten, teraz i przedtem – przyszłość, niepewna, rozedrgana, rysuje się, kreśli, najpewniej zżółkła, tak, wypływa zaś przeszłość, dopomina się o pamięć, o uwagę, niemniej – teraz; wciąż, co dzień, co poranek, nieudane malowidło, martwe, toż to niemal sepia, blade nagrobki, nieruchoma żaglówka, niedający się okiełznać ciężar nieobecności, permanentna absencja.

Bezmiar nocy, już, już, ja, ten i tamten, bezradny wobec nadciągającej nocy, nie przypuszczałem, że można aż tak, aż tak się można czuć z panią, za panią tęsknić, jest to w sumie jakiś pomysł na życie, na przetrwanie życia, bo przetrwać trzeba, wypada, wypadki chodzą po ludziach, przypadek ostrożnie stawia stopy, nabrzmiałe niebo sierpnia o poranku, dysząca noc wyciąga po mnie szpony, odnoszę wrażenie, że od zawsze wiedziałem, jak trudno będzie się w pani nie zakochać.

/zdjęcie – Hao Nhien/

Dziesięć lat bagateli

28 lipca 2023 § Dodaj komentarz

W czerwcu jakoś przypadło, czternastego, minęło bez echa, bom przegapił, bo zapomniałem. Dziesięć lat, dekada, ech.

Otóż, niech już będzie – tak to się wszystko ładnie zaczynało.

***

Znikła czy zniknęła? Uklękła czy uklęknęła? Takie dylematy, nadal, nieustannie; fidrygałki.

***

Frankiem zaczynałem (też czternastego), niechaj więc i Frank ozdobi rocznicę, acz, nie da się ukryć, poniewczasie ogłoszoną.

/zdjęcie, jako się rzekło powyżej – Frank Horvat/

Mareczek o złudzeniach

5 kwietnia 2023 § Dodaj komentarz

„Wszystko jest piękne, nawet na pewno, jeśli się ma te dwadzieścia parę lat. Wtedy są złudzenia i miłość – i wszystko jest do zdobycia, bo właśnie te głupie dwadzieścia lat. A potem przychodzi życie twarde, bezlitosne, obedrze człowieka do naga z tych złudzeń – i wtedy już nic nie zostaje z tych dwudziestu lat i z tej wiosny, i z tej miłości… Z początku człowiek cierpi, szuka jeszcze swoich złudzeń, potem przestaje cierpieć, tyje, sam sobie pluje w mordę, śmieje się z tego, co było w nim kiedyś najlepsze. Śmieje się, śpiewa głupie piosenki i boi się przyznać, że sam miał kiedyś dwadzieścia lat i wiosnę. A potem już nie ma żadnych marzeń, to już niepotrzebne, tylko tak – z dnia na dzień”.

Marek Hłasko, Sowa, córka piekarza

Święty Augustyn o czasie

20 stycznia 2023 § Dodaj komentarz

Quid est ergo tempus? Si nemo ex me quaerat scio; si quaerenti explicare velim, nescio.

Czymże jest czas? Jeśli nikt mnie o to nie pyta, wiem. Jeśli pytającemu usiłuję wytłumaczyć, nie wiem.

św. Augustyn, Wyznania, XI, 14

/obraz Michaela Willmanna, 1696/

Płynność

6 czerwca 2022 § Dodaj komentarz

Płynność straciłem, wypadłem z obiegu. Taki to już czas: wiek samotności.

Skądinąd (a może właśnie i nie) drzewa zawsze są smutne – formy ocalałe; meszuge.

Ongiś to były, panie, krucjaty…

7 marca 2022 § 1 komentarz

Był czas drzewiej, gdym z zapałem (skromnym, bo skromnym, no ale jednak z niejakim zapałem), dziś sądzę, że godnym lepszych spraw, co nie znaczy skądinąd, że żałuję; był więc taki czas, gdym toczył krucjatę o rację bytu dla kontaminacji pewnej, kontaminacji o brzmieniu: w każdym bądź razie. Czas krucjat już dawno, mniemam, poza mną, dzisiejsza więc adnotacja ma charakter ciekawostki raczej niźli jakiegoś argumentu, jako wątły suplement bardziej się jawi niźli element walki zbrojnej.

Otóż na zdjęciu poniższym to, com znalazł u Kierkegaarda, a co tłumaczył Iwaszkiewicz, tak, ten, jak mi się wydaje, Iwaszkiewicz; rzecz cała w ostatnim wersie stroniczki.

Søren Kierkegaard, Choroba na śmierć

Poldery

27 grudnia 2021 § Dodaj komentarz

Z naręczem słów nie do wypowiedzenia sunę przez miasto, moje, nie moje; twoje, tak. Pochłaniam je, ono mnie raczej, to miasto, twoje, dzielnice, z tobą, bez ciebie, naznaczone, twoje, bez ciebie to już nie to samo; nieustanne zadziwienie, przenajświętsze: no przecież nie tak to powinno wyglądać, pachnieć, szumieć, kołysać się, tlić, mdlić, nie tak. Wszystko winno inaczej jakoś wyglądać, tymczasem tli się, mdli, tak samo jak wówczas (przecinek, nie-przecinek, de gustibus), jak przedtem. Odmierzam czas, klasyfikuję: to przed i tamto po, tamto – teraz (i najgorsze pomiędzy), czas nieodzyskany, acz bezwstydnie obecny; koncesje i dystynkcje, we snach dręczące megiery, niewzruszalne faktory, bliżej, bliżej.

I bliżej, wciąż blisko nazbyt, że bliżej już niepodobna; wirują parasolki, motyle.

Jesteś.

Cudowny, łaskawy dzień, dzień u zmierzchu grudnia, ironia tanecznym krokiem się wdziera.

Sunę więc, tak, marność, kostropate sklepienia, puste horyzonty, nieobecność w rozkwicie, u schyłku grudnia, w zarodku, przeklęte cztery, być może tak trzeba to widzieć, rozpatrywać, bez znaczenia cyfry, ale i bez złudzeń, za blisko, i one, proszę pani, proszę ciebie, one, we śnie, w sercu, przed oczami, przed nami, one – poldery, ziemia niczyja, moja droga, moja droga pani, pani niczyja.

Cudowny, łaskawy dzień. Jesteś.

Wiruje miasto, utkany ze wspomnień krajobraz, krajobraz po bitwie bez jednego wystrzału, wiruje pamięć. Poczuć, ach, poczuć znów tę miętę, pluwialny dzień pośrodku maja.

Dzień był cudowny, łaskawy.

Parasolki i motyle, najrzewniejsza lista przebojów, wszystkie piosenki o miłości; już, już.

A teraz zbliża się obraz – poldery.

Na imię mam ból, nazywam się smutek.

Już.

/zdjęcie – Jiří Růžek/

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with czas at 3 ucho.